Wirtualna asystentka to zawód, który zdobywa coraz większą popularność. Zyskuje uznanie wśród przedsiębiorców i twórców online, którzy uświadamiają sobie, że mogą znacznie więcej zdziałać z pomocą drugiej osoby – partnera w pracy, który wesprze w codziennych działaniach. Wiedzą, doświadczeniem i umiejętnościami. To zajęcie, które staje się pomysłem na życie dla kolejnych kobiet i mężczyzn (choć ci drudzy są w tej branży w zdecydowanej mniejszości). Kusi możliwością pracy zdalnej – na własnych zasadach i za dobre pieniądze. Z szansą na ciągły rozwój. Jak zatem zacząć pracować jako wirtualna asystentka?
Nie ma jednej uniwersalnej recepty, ale chcę podzielić się z Tobą moją historią. Uprzedzam – nie jest ona najkrótsza, dlatego zaparz sobie kawę lub herbatę. Albo nalej szklankę wody, jeśli wolisz. A potem usiądź wygodnie i przeczytaj historię dziewczynki, która pragnęła wspierać świat i innych, więc jako dorosła kobieta została wirtualną asystentką. 😊
Dawno, dawno temu…
Odkąd pamiętam, chciałam być nauczycielką. Dzielić się wiedzą, pomagać innym i ich wspierać. I oczywiście uzupełniać dzienniki, sprawdzać zeszyty i pisać na tablicy. Bawiłam się w szkołę z innymi dziećmi, z misiami, sama. To był mój świat.
Kolejne wielkie marzenie?
Zostanę fryzjerką! Czesałam lalki, wymyślałam fryzury i wyobrażałam sobie, jak strzygę eleganckie panie, które z uśmiechem wychodzą z mojego salonu fryzur. I wracają do mnie ze swoimi koleżankami. Piją kawkę, wesoło rozmawiają, a ja robię cuda na ich głowach, dając im radość i dobre samopoczucie.
Och, jak ja o tym marzyłam. Dopóki ktoś z dorosłych nie „wytłumaczył” mi, że to taka wstrętna praca, bo trzeba grzebać w brudnych włosach i można zarazić się wszami. Nie wiedziałam wówczas, co to wszy, ale brzmiało groźnie i okropnie. Ponadto ja wtedy wierzyłam dorosłym, więc zakończyłam swoją karierę stylistki fryzur, zanim na dobre ją rozpoczęłam.
Jednak największym pragnieniem było leczenie ludzi. Najpierw chciałam zostać chirurgiem, potem pediatrą. Pomagać innym, dbać o nich i sprawiać, że ich życie będzie lepsze. I jako kilkuletni szkrab wyobrażałam sobie przed snem, że znajduję lek na śmiertelne choroby. Już nikt nigdy więcej nie zachoruje, a ja za swój wielki wkład w medycynę dostanę… Oscara. Tak, dobrze czytasz – Oscara. 🙂 Jako kilkulatka z misiem pod pachą myślałam, że to najważniejsza nagroda na świecie i każdy o niej marzy.
Liczenie zamiast leczenia
Nie zostałam lekarzem. Nie będę Cię tutaj zanudzać szczegółami, jak to się stało. Jest to chyba jednak dobry moment, żeby zdradzić Ci, że nie dostaniesz ode mnie gotowego przepisu, jak zacząć pracę jako wirtualna asystentka. Dlaczego? Bo taki po prostu nie istnieje. Ale pokażę Ci, jakie kroki w moim zawodowym życiu zaprowadziły mnie do świata wspierania biznesu online. Może odnajdziesz w tej historii siebie?
Skończyłam studia ekonomiczne i… wystartowałam w okienku kasowym w banku. Trochę falstart, a trochę życie. Bywa i tak. W sumie to było ciekawe doświadczenie, tym bardziej że to właśnie wtedy przez moje ręce codziennie przechodziły takie ilości pieniędzy, których nie widziałam już nigdy więcej. Mam nadzieję, że jeszcze wszystko przede mną.😁
Kierownictwo banku stwierdziło jednak, że można lepiej wykorzystać moje predyspozycje, więc zostałam sprzedawcą kredytów mieszkaniowych i pożyczek gotówkowych. W pierwszej chwili czułam się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Z łatwością opanowywałam przepisy bankowe, finansowe czy budowlane. Przede wszystkim zaś świetnie rozpoznawałam potrzeby klientów. Ich obsługa nie miała dla mnie tajemnic.
Szybko jednak okazało się, że nie potrafię się odnaleźć w dzwonieniu do nich z ofertą o każdej porze dnia (i prawie nocy). Codziennie dostawałam długą listę przypadkowych nazwisk. Przy każdym z nich musiałam zaznaczyć wynik rozmowy – najlepiej pozytywny, a później przed przełożonym rozliczyć się ze wszystkich przeprowadzonych rozmów i wytłumaczyć, dlaczego przykładowy Jan Kowalski nie przyjdzie na drugi dzień na rozmowę w spawie pożyczki. Do tej pory mam uraz do wykonywania telefonów. Coraz bardziej podkręcane plany sprzedażowe i kilka innych „drobiazgów” sprawiły, że postanowiłam odejść z banku i realizować swoje własne cele.
Spełnianie marzeń
W międzyczasie zrobiłam podyplomówkę z public relations i uczestniczyłam w wielu fantastycznych zajęciach. Do tej pory wspominam pracę przed kamerą z Grzegorzem Miecugowem. Moim zadaniem było wcielenie się w rzecznika prasowego, który miał reprezentować firmę mierzącą się z potężnym kryzysem wizerunkowym (wymyślonym przez pana Grzegorza). Potem całą grupą oglądaliśmy nasze nagrania, a pan Grzegorz udzielał nam wskazówek i podpowiadał, co poprawić. Zapytał mnie, jak długo pracuję w branży i gdzie zdobywałam doświadczenie. Jego mina i ciepłe słowa, gdy mu powiedziałam, że pierwszy raz występuję w takiej roli – bezcenne!
Marzyłam też o uczeniu innych i dzieleniu się wiedzą. Skończyłam zatem podyplomowe studia z przygotowania pedagogicznego. Jednak pierwsza posada w szkole pechowo przeleciała mi koło nosa. Widocznie wtedy los zdecydował, że zawód nauczyciela nie jest mi pisany.
A może „ciepła posadka” w urzędzie?
Zależało mi na stabilnej pracy. Jak ją połączyć z potężną dawką przeróżnych emocji? I poczuć się trochę jak w filmie? Pracować w wydziale karnym w sądzie okręgowym. Potężnym szokiem okazało się jednak zderzenie mojej spokojnej codzienności ze światem z akt sądowych. Na sali rozpraw nieraz przecierałam oczy ze zdumienia. Cierpła mi skóra, zasychało w gardle i niejedna łza spłynęła ukradkiem po policzku. Wiele razy nie mogłam uwierzyć, że tuż obok dzieją się takie okropieństwa. Byłam świadkiem wielu dramatów. Niektóre sprawy i ofiary pamiętam do dziś.
Jednak to właśnie wtedy, notując przebieg rozprawy, nauczyłam się pisać szybciej niż myśleć, a myślę bardzo szybko. Poznałam wiele ciekawostek z takich dziedzin jak medycyna sądowa czy psychiatria. Zorganizowałam dziesiątki wokand. Przygotowałam setki (albo raczej tysiące) pism, wezwań, nakazów, zawiadomień. Bez pomyłki, bo jej pojawienie się było zbyt kosztowne – groziło nawet wypuszczeniem oskarżonego na wolność czy brakiem prawomocności wyroku. Ogromny kaliber odpowiedzialności, dlatego rzetelność i terminowość stały się moim drugim ja.
W końcu jednak zrezygnowałam z tak zwanej „ciepłej posadki” w urzędzie. Dlaczego? Bo potworne i dramatyczne sceny wolę oglądać w filmie (a i tu robię to rzadko), a nie być ich świadkiem na co dzień w pracy. Tym bardziej odkąd zostałam mamą.
Przygoda z biznesem online
I tak oto przyszedł czas na e-commerce. Własne rękodzieło? Opisy na stronę? Zdjęcia produktowe? Sprzedaż? Obsługa klienta? Faktury i wysyłki? Księgowość? Przez długi czas to była moja codzienność, w której świetnie się odnalazłam. Ogrom zdobytego doświadczenia. Co więcej, na swoim koncie mam ponad 30 000 sprzedanych produktów na Allegro i żadnego negatywnego komentarza. Czołówkę rankingu Allegro w swojej kategorii i rozpoznawalność marki. Czy to nie jest właśnie początek historii o tym, jak zacząć pracować jako wirtualna asystentka?😊
Wówczas tego jeszcze nie wiedziałam. Ale już wtedy opierałam biznes na budowaniu relacji. Także z ludźmi z drugiego końca świata. To właśnie z dostawcami z Chin negocjowałam stawki i ustalałam zasady dostaw, które były wymagane w Polsce. Nie było łatwo, ale bywało zabawnie – czasem czułam, że naprawdę mówimy do siebie w różnych językach.
Wiosna 2020 i nowa rzeczywistość
Niestety coraz częściej czułam, że utknęłam i nie chcę już tworzyć rękodzieła. Przestało mi to sprawiać frajdę i było coraz bardziej męczące. Podjęłam trudną decyzję – postanowiłam, że kończę ten etap. Potrzebowałam zrobić dwa kroki wstecz, żeby wrócić na właściwe tory. Odetchnęłam z ulgą, odpoczęłam i zaczęłam wysyłać CV. I właśnie wtedy świat się zatrzymał, a nas zamknięto w domach. Pamiętna wiosna 2020. To nie był czas na szukanie pracy. Tym bardziej że dostałam nową, wymagającą rolę – zostałam nauczycielką własnej córki, która była wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej.
Kiedy na nowo ułożyliśmy nasze życie rodzinne i życie w ogóle, pojawiła się we mnie tęsknota za pracą i za zawodowymi wyzwaniami. Połączona z lękiem, czy sobie poradzę. I te kotłujące się pytanie w głowie. Co ja umiem? Co ja wiem? Do czego się nadaje? Do tego strach przed jutrem. Nie było wiadomo, co nas ludzi czeka. W każdej chwili znów mogli nas pozamykać, nie wiadomo, na jak długo.
Zaczęłam szukać możliwości pracy zdalnej. Przypomniałam sobie, że kiedyś brałam udział w rekrutacji u znanej blogerki i przedsiębiorczyni. Dotarłam do finałowej dziesiątki i rozmawiałam z osobą znaną z Internetu. Piękna przygoda, która z czasem otworzyła mi oczy. Nie dostałam tej pracy, ale w mailu, jaki otrzymałam na koniec rekrutacji, przeczytałam kilka ciepłych słów o sobie i o swoich kompetencjach.
Te słowa wtedy we mnie zagrały i uświadomiłam sobie, że świat online od dawna jest mi bliski. Przecież od tylu lat śledziłam, co się w nim dzieje. Obserwowałam twórców na Facebooku i Instagramie. Czytałam ich blogi. Uczestniczyłam w webinarach. Pochłaniałam wiedzę i szlifowałam nowe umiejętności. Gdy to zrozumiałam, głowa mi parowała. Zastanawiałam się, jak to wszystko połączyć, wykorzystać i przekuć w zajęcie, które przyniesie mi radość, satysfakcję i pieniądze. Żeby sobie pomóc, zrobiłam testy kompetencji w urzędzie pracy oraz test Gallupa, o którym przeczytasz tutaj:
Testy Gallupa a wybór zawodu
Jak się przygotować, by zacząć pracować jako wirtualna asystentka?
Hasła „zdalne wsparcie”, „wirtualna asystentka” pojawiały się w internecie coraz częściej i były odmieniane przez wszystkie przypadki. Pomyślałam, że to jest może właśnie to, czego potrzebuję. Przekopałam internet w poszukiwaniu informacji, jak zacząć pracować jako wirtualna asystentka. W dzisiejszych czasach wiedza jest w zasięgu ręki. Wystarczy tylko po nią sięgnąć. Czytałam, słuchałam, chłonęłam. Zapisałam się do kilku grup na Facebooku dotyczących wirtualnej asysty. Obserwowałam dziewczyny, które już działy w branży i odsłaniały jej kulisy. Mam szczęście spotykać w sieci ludzi, którzy dzielą się ze mną swoją wiedzą, doświadczeniem i dobrym słowem. Nigdy nie odmówili mi pomocy. Niektórzy wspierali i zachęcali do kolejnych ruchów.
Lubię wiedzieć, zbierać informacje, więc pytałam, zdobywałam wiedzę i układałam w głowie plan. Tylko niestety nie potrafiłam wystartować. Ciągle wydawało mi się, że za mało wiem, że jeszcze potrzebuję czasu, że inni wiedzą więcej, że nie dam rady się przebić, że nie umiem dotrzeć do klientów. Niestety wątpliwości oraz pytania drążyły moją głowę, blokowały i nie pozwalały zacząć.
Co mi pokazało, jak faktycznie zacząć pracę jako wirtualna asystentka, a nie tylko ją planować?
Na jednym z webinarów, w którym uczestniczyłam, usłyszałam, żeby wystartować z tym, co mam. To były tak proste i oczywiste słowa, ale dopiero, gdy je usłyszałam na głos, od kogoś innego, zrozumiałam, że zawsze będzie coś, czego nie umiem. Coś, co ktoś umie bardziej niż ja. Nigdy nie będę wiedzieć wszystkiego, ale przecież mogę się nauczyć. Jutro, pojutrze, za miesiąc. Wzięłam kartkę i podzieliłam ją na trzy kolumny. Wypisałam rzeczy, które umiem bardzo dobrze, które umiem tak trochę oraz te, których nie umiem, ale chciałabym się nauczyć. Kiedy wynotowałam wszystko czarno na białym, okazało się, że zawartość pierwszej kolumny jest całkiem spora.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do siebie i poklepałam po plecach. Przygotowałam szablon pierwszej oferty, którą wysłałam. Potem drugą i trzecią. Dostałam pierwsze zlecenie. Rozliczałam się przez Useme. Opinia zadowolonej klientki i kolejne zadania od niej uniosły mnie do góry. Przebiłam swój szklany sufit. I wtedy zrozumiałam, że też tak pragnę działać. Chcę dmuchać w skrzydła tym, którzy swoją wiedzą, zapałem, piękną duszą i umysłem sprawiają, że świat jest lepszym miejscem, a ludzie częściej się uśmiechają. Razem możemy sięgać wyżej, prawda?
Własna działalność gospodarcza
Dziewczyny, które uczą, jak zacząć pracować jako wirtualna asystentka, radzą, żeby najpierw znaleźć klientów i wystarczającą liczbę zleceń, a dopiero potem zakładać firmę. Czy tak właśnie zrobiłam? Nie do końca. Lubię czasem chodzić swoimi ścieżkami.
Co więcej, są chwile, które zmieniają wszystko. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Jeden z tych poranków, kiedy jedyne, na co masz ochotę, to wypić gorące kakao i schować się pod ukochanym kocem z wysłużonym rogiem. N. była w szkole, A. krzątał się po domu. Snułam się, całą sobą pokazując mężowi, jak bardzo jestem zmęczona i zniechęcona. Powiedział: „Połóż się. Odpocznij”. A potem przyniósł koc, otulił, położył się obok. I po chwili zasnął.😁
A ja? Rzucałam się po łóżku, a w głowie rozpędzały się myśli o planach podboju świata online. I wtedy zrozumiałam, że już ich nie zatrzymam. Mogłam zapomnieć o śnie. Kiedyś kolega stwierdził, że mój umysł działa jak akcelerator myśli i to jego porównanie to jest strzał w dziesiątkę. Z 200 metrów.
Złapałam telefon. Zaczęłam przeglądać strony, sprawdzać różne rzeczy, dzwonić. Szał w oczach i ogień w głowie.
Kiedy mój mąż wkrótce się obudził, przekonany, że spaliśmy razem, zobaczył mnie z nieposkromionym włosem i z rumieńcem na twarzy. A potem usłyszał: „Kochanie otwieram własną firmę. Składam wniosek o dotację”. Wyobrażasz sobie jego minę?
To był czwartek, a w poniedziałek ruszał w urzędzie pracy nabór na dofinansowanie własnego biznesu. Miał trwać dwa tygodnie. We wtorek, dzień po jego starcie, złożyłam kompletny wniosek z wszystkimi załącznikami. Jak to zrobiłam? Opowiem o tym w kolejnym wpisie, do którego już teraz Cię zapraszam.
Słowo (albo dwa) na zakończenie
Chciałabym Ci napisać, że jeśli uważasz, że wirtualna asysta to jest praca dla Ciebie, próbuj. Czytaj, szukaj informacji, sprawdzaj. W sieci znajdziesz mnóstwo wiedzy (darmowej i płatnej) oraz historie innych osób, które były kiedyś w podobnym miejscu. Czuły niepewność, targały nimi wątpliwości, a pytania kotłowały im się w głowie. Ja też tam byłam. I wiem, jak tam jest. Ale znam też inne miejsce – to o kilka kroków dalej, w którym się znalazłam, kiedy mimo strachu zaczęłam działać. I coś Ci powiem. Tu, gdzie jestem, to jest bardzo fajna miejscówka. 😊
Wierzę, że w każdym z nas tkwi ogromny potencjał. Czasem tylko potrzebuje wsparcia, ciepłego słowa i pomocy, żeby się rozwijać, żeby odnaleźć swoje miejsce. W pracy i w życiu. Dlatego, choć nie leczę (ani nie czeszę) ludzi, to jednak wspieram innych, dzieląc się swoją wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem. I uśmiecham się do tej małej dziewczynki, która z wypiekami na twarzy na wymyślonej tablicy pokazywała misiom, jak się pisze i liczy. I na pewno uśmiechnę się jeszcze bardziej, jeśli zostawisz tutaj swój komentarz. Jestem bowiem ciekawa Twojej historii i drogi do miejsca, w którym obecnie jesteś. Chętnie o tym poczytam.
Pozdrawiam ciepło
Magda
Piękna, ale rónież ciekawa historia! Gratuluję odwagi i sukcesów w wirtualnej asyście!
Ciekawa historia 😉
Idziesz do przodu i działasz pięknie!!
Życzę Ci wiele sukcesów!!